Do niedawna drzwi prowadzące na strych były zabite dechami, jednak żołnierze poszukujący zbiegłej hybrydy wyważyli je, nie pokrywając kosztów zniszczeń. Dlatego też poddasze nie posiada zamknięcia już od ponad 8 lat. Niemal każdy, kto wie o istnieniu tego miejsca może tu pójść i poszperać, a jest w czym. Wchodząc należy uważnie patrzeć pod nogi, gdyż na podłodze leży dużo niepotrzebnych drobiazgów - zaczynając od wkładów długopisów, kończąc na sztućcach, świecznikach, krzesłach, a nawet i jednej całkiem sprawnej kanapie. Niewielkie dwa okna wpuszczają do wnętrza leniwe światło, które pada na drewnianą podłogę pomieszczenia.
Poddasze podzielone jest na różnej wielkości komory, dzięki czemu łatwo można stwierdzić, że ktoś tu kiedyś mieszkał.
Cały strych został przeżarty przez wygłodniałe i od dawna już martwe korniki. Wygląda obskurnie, wiec rzadko ktoś rozsądny się tu zapuszcza.